BÓG EGZEKUTOR?
23-11-2018Chodzenie z Bogiem
Jak pogodzić biblijne sprawozdania z nadnaturalnych egzekucji z obrazem Boga, który cierpliwie czeka na swoje dzieci, pragnąc zdobyć nasze serca?
24 stycznia 1989 roku blady 42-letni absolwent uczelni prawniczej, ubrany w błękitną koszulę i niebieskie spodnie, wszedł do pomieszczenia, w którym znajdował się ?tylko jeden mebel. Głowa i prawa noga mężczyzny zostały wcześniej ogolone.
Z wyrazem przerażenia malującym się na twarzy przeszedł przez pokój i usiadł na prostym, drewnianym krześle. Osoby asystujące przypięły pasy i klamry, które miały za zadanie utrzymać go w miejscu, a następnie przytwierdziły elektrody do wygolonych miejsc na głowie i nodze i pospiesznie opuściły pomieszczenie.
Człowiek siedzący na krześle skinął głową w kierunku swego adwokata i pastora, który spędził z nim noc na modlitwie. „Przekażcie moim bliskim i przyjaciołom, że bardzo ich kocham” — brzmiały jego ostatnie słowa. O godzinie 7.06, sześć minut po czasie, anonimowy egzekutor włączył prąd o napięciu 2000 woltów. 22 świadków obserwowało to zza szyby.
Ted Bundy, winny morderstwa 23 młodych kobiet i podejrzany o zamordowanie 12 innych, łagodnie wygiął się do tyłu na krześle elektrycznym i zacisnął pięści. Po minucie wyłączono prąd. O godzinie 7.16 ogłoszono, iż Bundy nie żyje.
Ludzie cieszyli się. Kilkusetosobowy tłum zgromadzony przed więzieniem w Starke na Florydzie trzymał transparenty z makabrycznymi hasłami: „This Buzz For You!” (ten brzęk jest dla ciebie) „Roast in Peace!” (smaż się w spokoju) „Thank God It’s Fry Day!”1 (dzięki Bogu jest dzień smażenia). Wszyscy się cieszyli. Wszyscy z wyjątkiem jednej osoby. Pięć tysięcy kilometrów dalej, na drugim wybrzeżu Ameryki mieszkała kobieta, która jako ostatnia rozmawiała z Tedem Bundym przez telefon. Była to jego matka. W tej rozmowie zapewniła go: „Zawsze będziesz moim kochanym synem”.
Dzięki Bogu jest dzień smażenia?
Czy Bogu należy dziękować za coś takiego? Nie mam teraz na myśli egzekucji Teda Bundy’ego. Nawiązuję do sześciu czy ośmiu problematycznych sprawozdań z egzekucji opisanych w Biblii. Wszystkie one wyglądają na nadnaturalne egzekucje. Co mamy zrobić z tymi historiami, jeśli chcemy powiedzieć prawdę o Bogu? Jak dopasować je do tego, co dotąd powiedzieliśmy o Ojcu, który prosi swe dzieci, by wróciły do domu? O Ojcu, który wychodzi nam naprzeciw tam, gdzie jesteśmy, w nadziei, że zdobędzie w końcu nasze serca i przyjaźń?
No cóż, Biblia nie jest jedynie ogrodem pełnym lilii. Biblia to coś więcej niż kieszeń pełna cukierków. Popioły, popioły, wszyscy upadamy! Pytanie: czy Bóg także upadł?
Nowotestamentowa egzekucja
Rozważmy szczegółowo jedną z tych egzekucji. Zdarzyła się w pełnych chwały, zwycięskich dniach rozwoju Kościoła założonego przez Jezusa2.
W Kościele wszystko działo się dość szybko. Był to czas działania cudownej mocy i spontanicznej radości, pomimo pierwszych przejawów opozycji i prześladowań. Tempo rozwoju było fenomenalne. Ludzie współdziałali ze sobą w zgodzie i pokoju. Wśród chrześcijan nie było biednych, gdyż ci, którzy mieli domy i ziemię, sprzedawali je i rozdawali pieniądze potrzebującym. Nikt nie głodował. Wszyscy byli szczęśliwi! W tych warunkach tak drastyczne zdarzenie jak nadnaturalna kara śmierci mogło zniechęcić innych i zahamować rozwój!
Opowiadanie zaczyna się bardzo prosto: „A pewien mąż, imieniem Ananiasz, ze swoją żoną Safirą, sprzedał posiadłość”. Znajduje się tu jedno kluczowe słowo, które wiąże całą historię z tym, co wydarzyło się wcześniej. Tym słowem jest a, które kieruje nas ku końcowi czwartego rozdziału, gdzie jest mowa o człowieku imieniem Barnaba. Człowiek ten sprzedał pole i przyniósł pieniądze apostołom. Sama wzmianka o szczodrości Barnaby sugeruje, że jego dar spotkał się z uznaniem w młodej chrześcijańskiej społeczności. Tak więc motywacją Ananiasza i Safiry było pragnienie podobnego uznania. W końcu nieco filantropii tu i tam może przyczynić się do umocnienia naszej pozycji społecznej!
Jednak sprawa staje się poważniejsza, gdyż Ananiasz „za wiedzą żony zachował dla siebie część pieniędzy, a resztę przyniósł i złożył u stóp apostołów”. Musimy wyraźnie powiedzieć, że nie było nic złego w tym, że sprzedali ziemię i nie było nic złego w tym, że zatrzymali część pieniędzy. Wydaje się jednak, że ludzie ci chcieli upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Wspólnie uknuli, że oddadzą Kościołowi tylko część pieniędzy, ale powiedzą, że oddają dla sprawy Bożej wszystko. Ludzie będą ich chwalić za ich dobroczynność, zaś oni będą się cieszyć swym potajemnym zyskiem. Możecie to nazwać takim małym, chciwym kombinatorstwem, takim wewnętrznym handelkiem, nabijaniem sobie portfela bez szkody dla swego wizerunku wielkich filantropów!
W jakiś sposób, dzięki nadnaturalnej zdolności rozróżniania dobra i zła, apostoł Piotr przejrzał perfidię tych dwojga. Popatrzył w oczy Ananiasza i czytał w jego sercu: „I rzekł Piotr: Ananiaszu, czym to omotał szatan serce twoje, że okłamałeś Ducha Świętego i zachowałeś dla siebie część pieniędzy za rolę? Czyż póki ją miałeś, nie była twoją, a gdy została sprzedana, czy nie mogłeś rozporządzać pieniędzmi do woli? Cóż cię skłoniło do tego, żeś tę rzecz dopuścił do serca swego? Nie ludziom skłamałeś, lecz Bogu”.
Piotr dał Ananiaszowi szansę poprawy. Zadał cztery pytania, a za każdym razem Ananiasz mógł się przełamać i wyznać całą prawdę. Jednak nie skorzystał z tych okazji. Postanowił trzymać się swego planu, nawet jeśli miałby umrzeć!
„Ach, Ananiaszu, czy chciałeś grać z nami w ten sposób? — pytał Piotr. — Próbowałeś grać z Bogiem, ale to nie jest błaha sprawa, gdyż skłamałeś Duchowi Świętemu”. Jezus nazwał coś takiego „nieprzebaczalnym grzechem”. Takim grzechem może się stać każdy grzech, jeżeli człowiek nie chce poddać swego sumienia Duchowi Świętemu.
Kolejne zdanie jest szokujące: „Ananiasz zaś, słysząc te słowa, upadł i wyzionął ducha. I wielki strach ogarnął wszystkich, którzy to słyszeli. Młodsi zaś wstali, owinęli go, wynieśli i pogrzebali”. W pierwszym odruchu jesteśmy skłonni przypisać jego śmierć nagłemu zawałowi serca spowodowanemu gwałtownymi emocjami. Być może taki wniosek byłby do przyjęcia, gdyby nie zdumiewające zakończenie historii.
„A po upływie około trzech godzin nadeszła i żona jego, nie wiedząc, co się stało. I odezwał się do niej Piotr: Powiedz mi, czy za taką cenę sprzedaliście rolę? Ona zaś rzekła: Tak jest, za taką”. Safira miała teraz drugą szansę, by odrzucić diabelski plan. Pierwszą szansę miała wtedy, gdy mogła przeciwstawić się swojemu mężowi. Ale i ona postanowiła trwać przy swoim. Miała więc podzielić los męża: „A Piotr do niej: Dlaczego zmówiliście się, by kusić Ducha Pańskiego? Oto nogi tych, którzy pogrzebali męża twego, są u drzwi i ciebie wyniosą. I upadła zaraz u nóg jego, i wyzionęła ducha. A gdy młodzieńcy weszli, znaleźli ją martwą, wynieśli i pogrzebali obok jej męża. I wielki strach ogarnął cały zbór i wszystkich, którzy to słyszeli”.
Natychmiastowe wyroki
Jaki więc jest Bóg? Mąż i żona zdecydowali się pomóc Kościołowi, ale skłamali co do ofiarowanej sumy. Zmarli nagłą śmiercią w odstępie trzech godzin. Wierzący ujrzeli w nim przejaw Bożego sądu nad Ananiaszem i Safirą.
Jaki jest Bóg? Czy powinniśmy się Go bać, czy też możemy się z Nim zaprzyjaźnić?
Gdyby to był jedyny opisany w Biblii przypadek nadnaturalnej śmierci, moglibyśmy go jakoś wyjaśnić. Jednak nikt nie musi nam przypominać, że w Starym Testamencie jest około dziesięciu takich historii. Jedną z nich jest historia Nadaba i Abihu, dwóch starszych synów najwyższego kapłana Aarona. Zostali oni zabici przez ogień z powodu świętokradczego zachowania w świątyni3.
Dodajcie do tego historię Koracha, Datana i Abirama oraz tych, którzy przyłączyli się do nich w buncie przeciwko Mojżeszowi — pogrzebanych żywcem, gdy ziemia rozstąpiła się i pochłonęła ich4. Uzza umarł, bo dotknął Skrzynię Przymierza5. Prawie 200 tys. asyryjskich żołnierzy zostało zabitych w ciągu jednej nocy przez anioła Pańskiego6. We wszystkich tych historiach śmierć ludzi jest przedstawiona jako nadnaturalny wynik Bożego sądu.
Jak możemy pogodzić te egzekucje z tym, co jawi się jako zupełnie inny obraz Boga jako troskliwego, uprzejmego i oczekującego Ojca? Jezus oświadczył: „Kto mnie widział, widział Ojca”7. Czyżby łagodny Jezus był boskim Egzekutorem?
Te pytania wprawiały mnie w zakłopotanie, więc musiałem przestudiować owe historie biblijne, by zrozumieć przyczyny nagłych i dramatycznych interwencji Bożych, polegających na odbieraniu życia zamiast dawaniu go.
Bezwarunkowa miłość i wolność
Odpowiedź na powyższe pytania jest nierozerwalnie związana z zagadnieniem bezwarunkowej miłości i bezwarunkowej wolności. Wszyscy znamy prawdę o prawdziwej miłości. Aby miłość była miłością, musi nam dać prawo powiedzieć zarówno „nie”, jak i „tak”. Jeśli nie mamy prawa powiedzieć „nie”, to nie ma miłości. Koniec, kropka.
A teraz trzy słowa z Pierwszego Listu Jana: „Bóg jest miłością”8. Miłością agape — bezwarunkową, ofiarną miłością. To znaczy, że Bóg wie, co czuje zrozpaczony mąż czy żona, starając się zdobyć serce swego współmałżonka i nie dopuścić do rozwodu.
Tam, gdzie jest przymus, znika miłość. Tak więc Bóg dał ludzkości prawo i wolność, by powiedzieli „nie” Jego miłości. I rzeczywiście ludzie powiedzieli Mu „nie”. Powiedzieli w czasach starotestamentowych, powiedzieli w czasach nowotestamentowych, mówimy i my dzisiaj: nie, Boże!
W słowach proroka Ozeasza możemy odczuć ból Bożego serca, kiedy Bóg woła jak kochanek, który spotyka się z następnym „nie”: „Gdy Izrael był młody, pokochałem go i z Egiptu powołałem mojego syna. Im częściej odzywałem się do nich, tym dalej oni odchodzili ode mnie (…). A przecież to Ja sam uczyłem Efraima chodzić, brałem ich na swoje ramiona, lecz oni nie wiedzieli, że to Ja ich leczyłem, przyciągałem ich więzami ludzkimi, powrozami miłości, i byłem dla nich jak ten, który podnosi niemowlę do swojego policzka, i nachylałem się do nich, aby ich nakarmić”9.
Jak ludzie odpowiadali na tę troskliwą miłość? „Bo mój lud uporczywie trwa w odstępstwie ode mnie (…). Jakże mógłbym cię porzucić Efraimie, zaniechać ciebie, Izraelu?”10. Możecie odczuć głębokie emocjonalne zmaganie w sercu Boga. Jakże pragnie On zdobyć miłość tych, którzy przekreślają Go i odchodzą z domu Jego miłości. Może się zalecać, może ich zdobyć, ale nie może ich zmusić. Miłość nie narzuca się siłą. Bóg musi pozwolić ludziom odejść.
W większości przypadków Bóg tak po prostu czyni. Pozwala odejść zbuntowanemu, nieposłusznemu sercu. Miliardy ludzi odwracają się od Niego. Wielu zstąpiło do grobu, a Bóg nie zatrzymał ich siłą przy sobie. Skorzystali z prawa, by mówić Bogu „nie”, aż do ostatniej chwili swego życia.
Były jednak kryzysowe chwile, kiedy w grę wchodziło przetrwanie garstki wiernych Bogu ludzi – jak w przypadku potopu. W kryzysowych sytuacjach konieczne było drastyczne działanie. Bóg nie miał wyboru.
Przyspieszony sąd
Wróćmy teraz do tragicznych przypadków egzekucji i rozważmy to, co nazywam „przyspieszonym sądem” Bożym.
Zdarzały się krytyczne chwile, kiedy Bóg nie mógł sobie pozwolić na luksus czekania. Kryzysowe chwile, kiedy w grę wchodziło przetrwanie społeczności wierzących. Były to czasy, kiedy Bóg musiał wkroczyć i przyspieszyć nieuchronne konsekwencje ludzkich decyzji i postępowania. To właśnie nazywam Bożym przyspieszonym sądem.
Historie egzekucji wspomniane wcześniej — te krytyczne chwile, kiedy Bóg wkraczał i działał nagle, powodując śmierć wśród swego ludu — mają dwie interesujące cechy, które zauważyłem, studiując je.
Po pierwsze, wszyscy ci ludzie (Nadab, Abihu, Korach, Datan, Abiram, Uzza, Ananiasz, Safira) doświadczali nadprzyrodzonego Bożego działania — w czasie wyjścia z Egiptu, na Synaju, w Kanaanie, podczas Pięćdziesiątnicy. Wszyscy oni dobrze znali historię łaskawego Bożego prowadzenia; wszyscy znali Boże prawo miłości. Jednak wbrew temu, co widzieli i co znali, nadal odwracali się od Boga i mówili Mu „nie”.
Ponadto w każdym z tych przypadków Bóg dał im znakomite okazje, by mogli do Niego wrócić. Jednak mimo to powiedzieli Bogu „nie”. Przegląd ich życia wyraźnie wykazałby, iż Bóg usilnie starał się dotrzeć do ich niechętnych serc. Jednak ich odpowiedź brzmiała zdecydowanie „nie”.
Zrozumieć serce Boga
Te historie Bożej egzekucji mają jeszcze drugą, ważniejszą cechę. W każdym z tych przypadków w grę wchodziło życie młodej społeczności wierzących. Gdyby postawy reprezentowane przez tych ludzi zaczęły się szerzyć, cała społeczność byłaby zagrożona i prawdopodobnie zgubiona. Bóg musiał interweniować drastycznie i szybko!
Znacie to powiedzenie: Jedno zgniłe jabłko psuje cały kosz? Ta zasada sprawdza się zarówno w materialnej, jak i duchowej rzeczywistości. Kiedy jedno jabłko wejdzie w proces przejrzewania, produkuje etylen, który dostaje się do innych jabłek i inicjuje proces ich przejrzewania (a w konsekwencji gnicia). Tak samo jest w sprawach duchowych. Dlatego serce pełne boskiej miłości tak szybko podejmowało działanie, kiedy zepsucie jednego z Jego dzieci zagrażało zgnilizną całej społeczności! Bunt jest zaraźliwy.
Jednak czy Bóg nie jest Bogiem wolności? Czy nie mamy prawa się zbuntować?
Owszem, mamy prawo. Ale czy mamy prawo odbierać innym prawo do niebuntowania się? Czy mam prawo mówić „nie”, nawet jeśli w ten sposób odbieram innym prawo do powiedzenia „tak”? Gdyby dopuścić do szerzenia się buntu, cały organizm uległby skażeniu.
Kiedy nowotwór zaczyna się szerzyć w ludzkim ciele, mamy podobną alternatywę. Czy pozwolimy żyć zakażonemu płucu kosztem całego organizmu, czy też usuniemy chory organ, by uratować człowieka? Co jest bardziej zgodne z miłością — oszczędzić płuco czy uratować życie człowieka?
W przypadku Ananiasza i w innych podobnych przypadkach boska miłość nie miała wyboru. Bóg podjął niemiłą decyzję, by odebrać życie niewielu, aby uratować wielu. Dał buntownikom to, co wybrali — odłączenie od Niego — ostateczną wolność. A uwolnienie się od Tego, który jest źródłem życia, to po prostu śmierć. Przyspieszony sąd.
Czy myślicie, że było Mu łatwo odebrać życie tym ludziom?
Rozważmy inną historię. Przyjrzyjmy się innemu Człowiekowi, opuszczonemu przez wszystkich, wspinającemu się z trudem na wierzchołek góry. Gdy dotarł do szczytu, rozłożył swe ramiona na drewnie i pozwolił się przybić. Umierał rozpięty między niebem a ziemią na zbroczonym krwią krzyżu.
Dlaczego umierał?
Umierał, aby zbuntowana planeta na zawsze pamiętała, jak trudna jest decyzja nieskończonej Miłości. Umierał, by uratować życie wielu za cenę swego życia. Przyjął przyspieszony sąd. Za ciebie i za mnie.
Kiedy uśmiercono Teda Bundy’ego, ludzie mówili: „Thank God it’s Fry Day” („Dzięki Bogu za dzień smażenia”). Ja jednak dziękuję Bogu za „Friday” — piątek, w którym umarł Jezus.
Dwight Nelson

1 Gra słów w nawiązaniu do: popularnej formy składania życzeń (The Best For You – wszystkiego najlepszego), napisu umieszczanego na nagrobkach (Rest in Peace – spoczywaj w spokoju) oraz tytułu znanego filmu (Thank God it’s Friday – dzięki Bogu jest piątek). 2 3 4 5 6 7 J 14,9. 8 1 J 4,8. 9 Oz 11,1-4. 10 Oz 11,7-8. 11 12 13 14 15 16 17

[Artykuł jest skrótem ostatniego rozdziału książki D. Nelsona pt. Niesłychana łaska].

0