POSŁAŃCY BOGA
20-10-2018Chodzenie z Bogiem

Aniołowie odwiedzili kiedyś Abrahama. Wyprowadzili Lota z rodziną z Sodomy. Uwolnili z więzienia apostoła Piotra. Aniołowie i dziś pomagają ludziom.

Słowo anioł pojawia się w Piśmie Świętym ponad trzysta razy! Ale takie doświadczenia – interwencje i wizyty aniołów – nie są domeną czasów biblijnych. Wśród nas też żyją ludzie, którzy spotkali posłańców Boga. Oto ich historie.
Jim Hartwick
W wakacje z przyjacielem sprzedawaliśmy literaturę chrześcijańską w okolicach miasta Fresno w stanie Kalifornia. Wielu zainteresowanych kupnem książek prosiło, aby przyjść do nich następnego dnia. Mój współpracownik nie mógł mi wtedy towarzyszyć, dlatego musiałem to robić sam. Zadzwoniłem do dwóch klientów i umówiłem się z nimi na konkretną godzinę, aby przywieźć zamówione książki. Pierwszy chciał zapłacić na raty, drugi natomiast oferował gotówkę za wiele książek. Pieniądze miałem odebrać wieczorem. Zaparkowałem swój samochód w pewnej odległości od domu mojego klienta. Wychodząc od niego z gotówką, zauważyłem w pobliżu samochodu kilku chłopaków. Miałem dziwne przeczucie, że czekają na mnie, toteż rozejrzałem się wkoło, czy mogę liczyć na jakąś pomoc ze strony przechodniów. Niestety, było pusto. Przystanąłem na chwilę, by krótko pomodlić się o Bożą ochronę, i od razu poczułem wewnętrzny pokój. Gdy szedłem w kierunku samochodu, ktoś za moimi plecami powiedział: „Odprowadzę cię do twojego samochodu”. Bardzo mnie to zdziwiło, bo jeszcze przed chwilą nie widziałem za sobą nikogo. Trzech chłopaków wciąż stało przy moim aucie. Jeden trzymał drewnianą pałkę z metalowym łańcuchem. Otworzyłem drzwi auta, wszedłem do środka i uruchomiłem silnik. Rozejrzałem się za nieznajomym, aby mu podziękować, ale nigdzie nie mogłem go dostrzec. Pojechałem wzdłuż ulicy, aby go odnaleźć, ale na nic. Tak więc podziękowałem Bogu za Jego ochronę i za nieznajomego, który przyszedł mi z pomocą.
Od tego ostatniego klienta dostałem adres kobiety, która mieszkała gdzieś w pobliżu i również chciała kupić kilka książek, ale że było już ciemno, wolałem przyjechać do niej następnego dnia. Nazajutrz umówiłem się z nią i sprzedałem jej wybrane książki. Okazało się, że mieszkała na tej samej ulicy co klient, który mi ją polecił, niedaleko miejsca, gdzie poprzedniego wieczoru zaparkowałem samochód. Kiedy zadzwonił do niej, mówiąc, że być może zaraz do niej przyjdę, czekała przy oknie. Widziała, jak szedłem do auta oraz stojących przy nim trzech wyrostków. Ona również czuła, że mają złe zamiary. Zaczęła się modlić, aby mi się nic złego nie stało. Gdy opuściłem dom jej znajomego, widziała kogoś idącego obok mnie. Zauważyła, że człowiek ten wsiadł do samochodu i zajął miejsce pasażera. Wtedy zrozumiałem, że to anioł ochronił mnie tego wieczoru, zaś ta kobieta z jakichś względów miała przywilej go widzieć.
Davide George
O piątej rano obudziło mnie głośne bicie dzwonu wzywającego do modlitwy. Idea modlitwy wydała mi się na miejscu, toteż wstałem z łóżka i zacząłem swoją rozmowę z Bogiem: Drogi Boże, czuję jakiś niepokój w związku z pobytem w tym mieście. Potrzebuję ochrony, którą tylko Ty możesz zapewnić. Wiem, że posyłasz aniołów do tych, którzy Ciebie kochają. Mógłbym dzisiaj skorzystać z takiej ochrony. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, Panie, przyślij mi proszę dwóch aniołów. Niedługo potem znalazłem się na ulicach miasta Belize. Kiedy wchodziłem do restauracji, żeby zjeść śniadanie, ludzie cofnęli się przede mną, patrząc jakoś dziwnie. Usiadłem przy stoliku, a wtedy jakiś nieznajomy przysiadł się i przedstawił jako Tymoteusz. Poprosił, abym kupił mu kawę. Zamówiłem i zaczęliśmy rozmowę. Po chwili Tymoteusz spojrzał na mnie z uwagą i zapytał:
— Kim byli ci dwaj mężczyźni, którzy szli z tobą?
Omal nie zakrztusiłam się sokiem pomarańczowym, który właśnie piłem.
— Czy widziałeś mnie z dwoma mężczyznami?
— Tak — odpowiedział. — Kim byli?
— Tymoteusz, czy jesteś pewien, że to byłem ja?
— Tak, ty! — odrzekł trochę poirytowany, że unikam odpowiedzi na jego pytanie. — Widziałem cię idącego ulicą między dwoma mężczyznami. Czy któryś nie był aby twoim ojcem?
— Nie, żaden z nich nie był moim ojcem — zaprzeczyłem.
Tymoteusz wydawał się usatysfakcjonowany i przestał stawiać dalsze pytania. Jednak gdy skończyłem posiłek, zacząłem zastanawiać się, czy owi mężczyźni nie pochodzili od mojego Niebiańskiego Ojca. Kiedy dziś rano modliłem się o ochronę, byłem przekonany, że Bóg będzie mnie ochraniał. Dlaczego więc byłem tak zdziwiony, gdy Bóg spełnił moją prośbę?
Franz Hasel
Franz został wcielony do niemieckiej armii, gdy wybuchła druga wojna światowa. Znalazł się w elitarnej kampanii saperów i trafił na linię frontu. Religijne przekonania Franza i pacyfistyczne nastawienie do ludzi zraziły do niego przełożonych. Jeszcze przed wysłaniem na front wschodni — gdzie zginęli wszyscy żołnierze jego jednostki, z wyjątkiem siedmiu — w tajemnicy przed dowódcą pozbył się w Polsce swej broni, by nie ulec pokusie zabijania przeciwnika, a do kabury włożył wystrugany z drewna pistolet. W Rosji ostrzegał miejscowych Żydów, zanim zostali odkryci przez SS. Przeżył niejedno wspaniałe doświadczenie z Bogiem, a historię wojennych zmagań swej rodziny spisała później jego córka Susi w książce pt. Wierzyć Bogu w czasach Hitlera.
Kiedy armia niemiecka wycofywała się w popłochu z Rosji, Franz, dopełniając ostatnich obowiązków związanych z dokumentacją, nie zdążył się zabrać z innymi żołnierzami. Co sił zaczął gonić odjeżdżającą już ciężarówkę. Mały jeep, który jechał z przodu, powoli znikał z pola widzenia. Zajęci nerwową ucieczką towarzysze Franza nie zauważyli, że nie ma go z nimi. Biegnąc najszybciej, jak potrafił, wskoczył na dyszel, który łączył przyczepę z ciężarówką. Desperacko próbował utrzymać równowagę, gdy ciężarówka podskakiwała na wybojach, rozrzucając wokoło błoto i żwir.
Uda nam się — modlił się głośno. — Dzięki Ci, Boże.
Ale z miejsca, w którym się znajdował, nie mógł widzieć zakrętu, do którego się zbliżali. Kierowca wykonał ostry manewr, zrzucając Franza. Wylądował na drodze. Jego głowa znalazła się o pół metra od przedniego koła przyczepy. Wiedział, że koło zaraz roztrzaska mu głowę. Całe życie przeszło mu przed oczami jak film. Zobaczył Helen i dzieci. Swój dom we Frankfurcie. W ułamku sekundy zobaczył wszystkie chwile swojego życia, aż od momentu, kiedy jako dwulatek spadł ze schodów do piwnicy w domu dziadków.
Więc to już koniec! Nie ginę w bitwie. Panie, ratuj! Wybacz moje grzechy! Strzeż moją rodzinę.
Franz zacisnął oczy, oczekując ostatecznego uderzenia. Nagle poczuł szarpnięcie — czyjaś silna ręka złapała go za kołnierz, odciągając go od koła i z ogromną siłą wrzuciła go na dach przyczepy. Oszołomiony, trzęsąc się na całym ciele, przylgnął do nowego podłoża. Po chwili trochę ochłonął. Podniósł głowę i rozejrzał się, aby zobaczyć swego wybawcę. Nie było nikogo. Daleko, aż po horyzont ciągnęły się pola. Cała przestrzeń, jak okiem sięgnąć, była absolutnie pusta!
Trzęsąc się i płacząc, Franz dziękował Bogu. Przypomniał sobie słowa Psalmu 91, które jeszcze niedawno wydawały mu się tak obce i niezrozumiałe: „Nie dosięgnie cię nic złego i plaga nie zbliży się do namiotu twego, albowiem aniołom swoim polecił, aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich”3.
Helen Hasel
W czasie gdy Franz walczył na froncie, jego żona i dzieci zmagały się w Niemczech z głodem. Helen stawiała też dzielny opór sąsiadom, którzy ją szpiegowali i denuncjowali za to, że nie wstąpiła do nazistowskiej partii. Pod koniec wojny, gdy głód stał się wyjątkowo uciążliwy, a rodzinę Haselów, która nie popierała faszystowskich idei, złośliwie pozbawiono kartek żywnościowych, Helen postanowiła pojechać na wieś po podstawowe produkty. Państwo Jostowie, u których wcześniej mieszkała przez kilka miesięcy z dziećmi, ciepło ją przywitali. Nakarmili kobietę, przenocowali i dali jedzenie dla rodziny. Była mroźna zima. Helen obiecała czwórce dzieci, że będzie w domu tego dnia przed wieczorem. Ale mróz i śnieżyca uniemożliwiały powrót. Kobieta założyła jednak plecak wypełniony 30 kilogramami żywności i choć ją przestrzegano, ruszyła w drogę.
Stopy Helen z każdym krokiem robiły się cięższe, a plecak wbijał jej ciało w ziemię. Po kilku godzinach wędrówki nogi potwornie bolały, a oddech grzązł w piersiach, gdy lodowate powietrze wdzierało się do płuc. Ledwo doszła do szczytu wzniesienia. Panie, pomóż mi, dodaj mi sił — modliła się w duchu. Helen nie miała już siły iść. Do stacji kolejowej było jeszcze półtora kilometra. Zauważyła kamień i zmęczona oparła o niego plecak. Zamknęła na moment oczy. Nie mogę zasnąć! Tylko chwilkę odpocznę i pójdę dalej. Jej myśli powędrowały do domu, gdzie czekały głodne dzieci. Jeśli zasnę, mogę się nigdy nie obudzić. Ale było jej tak przyjemnie. Po raz kolejny jej oczy zamknęły się, ale nie miała już siły ich otworzyć. Padał na nią śnieg. Zaczęła śnić. Widziała wokół świetlisty krąg i stojących aniołów. Taki spokój… Taki spokój…
Zbudził ją odgłos warczącego silnika. Próbowała podnieść rękę, żeby kierowca ją zauważył, ale zesztywniałe od mrozu ciało nie chciało jej słuchać. Bezradnie patrzyła, jak auto odjeżdża. Znowu opanowała ją senność.
Nagle usłyszała głos: Zaraz zobaczysz Boży cud. Twoje cierpienie prawie się skończyło. Jeszcze tylko chwila.
Ciężka ręka szarpnęła ją za ramię. Próbowała podnieść głowę, lecz mimo wysiłku wciąż opadała bezwładnie. Helen znów powoli zapadała w sen, jednak silna dłoń nie dawała za wygraną — szarpanie nie ustawało. Zostaw mnie — pomyślała. — Jest mi cudownie ciepło. Nie mam siły się ruszyć…
— Obudź się, obudź się — usłyszała szorstki głos. — Musisz się obudzić! Zaraz zamarzniesz!
Poirytowana, w końcu otworzyła oczy. Zobaczyła nieznanego mężczyznę. Stał przed nią i spoglądał wyczekująco.
— Zaparkowałem ciężarówkę na szczycie wzniesienia. Nie mogłem zatrzymać się tutaj, bo stąd bym nie wyjechał. Pójdziesz teraz ze mną — nie była to grzeczna propozycja, ale wyraźny rozkaz. — Podwiozę cię.
Próbowała wstać, lecz sztywne ciało nie miało zamiaru jej słuchać. Spostrzegłszy, że Helen potrzebuje pomocy, kierowca wziął od niej torby i plecak. Ruszyli w górę wzniesienia. Właściwie tylko nieznajomy szedł, Helen była to ciągnięta, to niemalże niesiona. W szoferce kierowca poczęstował ją ciepłą herbatą z termosu. Zanim wyruszył w dalszą drogę, owinął swą pasażerkę kocami i podkręcił ogrzewanie.
— Mało brakowało — powiedział. — Prawie zamarzłaś. Mało brakowało, a bym cię nie zauważył. Byłaś cała pokryta śniegiem. A tak w ogóle, co ty tutaj robiłaś w taką pogodę?
Helen pomału zaczęła odmarzać. Opowiedziała mu o czwórce głodnych dzieci czekających w domu i staraniach, aby zdobyć żywność.
— Dziękuję, że mnie zabrałeś. Bóg cię zesłał, abyś mi pomógł. Wiem, że nie powinnam była odpoczywać. Ale byłam taka zmęczona. Jak tylko się zatrzymałam, poczułam, jak przepływa przeze mnie ciepło. Po prostu nie potrafiłam nie usnąć. Będzie bardzo dobrze, jeżeli odwieziesz mnie na stację kolejową.
— Ciekawe, że nigdy nie jeżdżę tą drogą. Dzisiaj wyjątkowo pojechałem właśnie tędy.
Przez chwilę milczał, potem znowu odezwał się:
— Wiesz co? Nie zostawię cię na stacji. To bez sensu. Z pewnych źródeł wiem, że wszystkie pociągi są przeszukiwane. Nielegalna żywność jest konfiskowana. Niemądrze byłoby stracić to wszystko po tym, przez co przeszłaś. A tak w ogóle to gdzie mieszkasz?
— W Eschersheim. To są przedmieścia Frankfurtu.
— Wiesz co? Po prostu cię tam zawiozę. Nie nadłożę wiele drogi, jeżeli pojadę przez Eschersheim.
Helen z wdzięcznością zaakceptowała propozycję. Przyjrzała się uważnie kierowcy. W średnim wieku, zwyczajnie ubrany. Miał duże, szorstkie ręce. Jego brązowe włosy gdzieniegdzie poprzetykane były siwymi pasmami. Prawdopodobnie sam był żonaty i miał dzieci. Po chwili stał się małomówny. Helen próbowała nawiązać swobodną rozmowę, ale on odpowiadał niechętnie. W końcu poddała się. Jednostajna droga znużyła ją i usnęła. Obudziła się, kiedy ciężarówka się zatrzymała.
— Oto i Eschersheim — powiedział kierowca. — Pokieruj mnie teraz do twojego domu.
Kiedy dotarli przed kamienicę, wyłączył silnik. Pomógł jej wnieść bagaże po stromych schodkach.
— Cieszę się, że znalazłem cię, zanim było za późno. W przyszłości w tak złą pogodę zostań w domu. Teraz muszę już jechać.
Skinął głową na pożegnanie i wskoczył do szoferki. Zatrzymała się, aby zdjąć ciężki plecak. Potem odwróciła się, aby jeszcze raz spojrzeć na znikającą ciężarówkę. Przebiegła wzrokiem przez długą ulicę, aż po horyzont. Ciężarówki nigdzie nie było.
Oprac. K.S.
[Dwie pierwsze historie opracowano na podstawie: L. Melashenko, T. Crosby, W obecności aniołów, Rybnik 2004. Dwie ostatnie na podstawie: S. Hasel Mundy, Wierzyć Bogu w czasach Hitlera, Warszawa 2005].

0