„Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie zakon Chrystusowy” (Gal. 6,2).
Czytaliśmy sprawozdania podróżników wspinających się po górach. Jakże muszą oni być ostrożni gdzie stawiają krok! Przez całą męczącą i niebezpieczną wspinaczkę muszą mieć przewodnika, aby nie popełnili fałszywego kroku i nie zgubili się. Czasami przechodząc nad bardzo niebezpiecznymi miejscami cała grupa jest związana razem linami po to, żeby jeśli jeden z nich poślizgnie się, inni podtrzymali go dopóki znowu nie odzyska swojej równowagi. W ten sposób byli oni w stanie iść w górę po stromej i niebezpiecznej górze.
Jesteśmy na naszej drodze do miasta Bożego i niebezpieczeństwa ostatnich dni są wszędzie wokół nas. Ścieżka, którą się wspinamy jest wąska i niebezpieczna i nie chcemy zrobić żadnych fałszywych kroków. W takim czasie jak ten, wierny przewodnik jest nam tak niezbędny jak tym, którzy wspinają się po górach, a taki przewodnik został nam zapewniony w słowie Bożym.
W tej niebezpiecznej podróży powinniśmy być podporą dla siebie nawzajem. Dla nikogo z nas nie jest rzeczą bezpieczną stać samotnie. Musimy być związani razem powrozami prawdy i miłości. Ścieśnijmy się razem, nie pozwalając na to, aby cokolwiek osłabiło więzy jedności, aby jeśli jeden z nas poślizgnie się i upadnie, inni mogli go podnieść. Nie możemy myśleć, że nie spoczywa na nas żadna odpowiedzialność w sprawie naszego brata; ale powinniśmy zawsze okazywać najczulsze zainteresowanie swoim wzajemnym dobrem i powinniśmy starać się być pomocni dla tych, którzy są wokół nas. Jeśli będziemy w ten sposób związani razem ze sobą i z wielkim sercem Nieskończonej Miłości, to moce ciemności nie będą mogły nam zaszkodzić; a gdy rozpęta się nad nami burza pokus i prześladowania, nie zostaniemy zniesieni.
Wielu pragnie zaangażować się w dzieło misyjne i jest to właściwe; naszym obowiązkiem jest robić to, co możemy dla innych. Nie myślcie jednak, chrześcijańscy przyjaciele, że możecie pozwolić waszym dzieciom iść na zagładę i mimo to prowadzić innych do królestwa Bożego. Nie rozpoczynacie w ten sposób we właściwym miejscu. Dzieło powinno rozpoczynać się w domu, a potem idźcie do innych. Nie możemy jednak rozpocząć pracy w naszych rodzinach, jeśli najpierw nie doprowadziliśmy naszych własnych serc do podporządkowania się woli Bożej. „Nawróćcie się do mnie… mówi Pan Zastępów” (Mal. 3,7), „uleczę wasze odstępstwa!” (Jer. 3,22). Każdy z nas musi mieć doświadczenie w sprawach Bożych. Podobnie jak Jozue w przeszłości musimy podjąć decyzję: „Ja i dom mój służyć będziemy Panu” (Joz. 24,15). Gdy widzimy moc Bożą objawioną w naszych rodzinach, możemy wziąć to jako dowód, że będziemy mieli boską pomoc w pracy dla innych.
Dzieci potrzebują kierownictwa. To prawda, że niektórzy nie chcą, aby umieszczać na nich jakiekolwiek ograniczenie. Nie chcą, aby ktokolwiek mówił im, że muszą robić tak i tak. Powinni jednak zostać nauczeni lekcji doskonałego posłuszeństwa. Gdy nie są wzywani daleko przez obowiązek, powinni być w domu pod rodzicielskim dachem. Gdy razem z naszymi dziećmi idziemy do domu Bożego, powinny one zajmować miejsce u naszego boku; a gdy nabożeństwo się skończy, powinny wrócić razem z nami do naszych domów.
Rodzice, rozdzierajcie wasze serca przed Bogiem w imieniu waszych dzieci. Jeśli macie Chrystusa w waszych sercach i w waszych domach, to nie będziecie wywierali wpływu odprowadzającego innych ze ścieżki sprawiedliwości. Nie pozwolicie podobnie jak Heli, aby wasze dzieci brnęły w grzech dopóki kwas nie przejdzie przez obóz Izraela, podczas gdy wy uważacie, że wasi ukochani są bliscy prawdy. Jak możecie oczekiwać boskiej obecności w waszych domach, gdy zajmujecie dokładnie takie stanowisko, jak zrobił to Heli? To obniżanie standardów pobożności pozbawia nas błogosławieństwa Bożego; mimo to Jego błogosławieństwo jest więcej warte niż kawałek złota i płaszcz babiloński, na które jest ono często wymieniane.
Istnieje wątpliwość i bojaźń, która nie jest zrodzona w Niebie; jest to niewiara. Osoby, które są przez nią dotknięte będą szły tą drogą i to dotąd, dopóki nie pogubią się i nie będą wiedziały, kiedy mają rację, a kiedy się mylą. Niewielkie rzeczy zajmują ich umysły i trzymają ich w nieustannej gorączce i niepokoju. Pewna sprawa, która do nich nie należy przyciąga ich uwagę, a oni ciągle ją roztrząsają, tak jakby była to bardzo ważna sprawa do rozważenia. Gdyby te osoby okazywały całą tę gorliwość i zapał, aby zadąć w trąbę tam, gdzie jest to tak bardzo potrzebne, ich sposób postępowania byłby godny pochwały; zaniedbują jednak poważniejsze sprawy – obowiązki serca i dom. Jeśli chodzi o bycie prawdziwym chrześcijaninem, tym, który wykonuje swój obowiązek każdego dnia i znosi próby bez narzekania, to te osoby nic o tym nie wiedzą.
Niedaleki jest czas, gdy szatan zstąpi mając wielką moc i będzie czynił zdumiewające znaki i wielkie cuda; a swoimi zwiedzeniami porwie każdego, kto nie stoi na skale wiecznej prawdy. Bóg wypróbowuje nas nawet teraz. Widzimy takich, którzy twierdzą, że są naśladowcami Chrystusa, czyniących cuda; czy zachowują jednak przykazania Boże? Sięgnijmy do natchnionego słowa i sprawdźmy każdego z nich. „Do prawa i do świadectwa; jeśli nie mówią według słowa tego, to dlatego, że nie ma w nich żadnej światłości” (Izaj. 8,20 KJV). Gdy młodzież opuści nasze szkoły, będzie musiała stawić czoła tym ludziom; i chcemy, aby była mocno utwierdzona w prawdzie. Chcemy, aby miała naukę, która przygotuje ją do stawienia oporu błędowi i poprowadzi jej stopy po wąskiej, prowadzącej w górę ścieżce.
I gdy wychodzicie w świat, droga młodzieży, pamiętajcie, że macie szukać i ratować to, co zginęło. Jakże cenne są dusze, za które Chrystus umarł; gdzie jednak jest miłość do grzeszników, którą On okazywał? Kto pójdzie i sprowadzi z powrotem tych, których nogi zboczyły z właściwej ścieżki? I gdzie jest radość nad zgubioną owcą, która została odnaleziona i przyprowadzona z powrotem do stada?
Bardzo niewiele wykonuje się dzisiaj takiego dzieła. Gdyby wykonano go więcej, w naszych zborach panowałby większy porządek i harmonia. Aby wykonać to dzieło, musimy połączyć się z Chrystusem, uchwycić się Nieskończonej Mocy i być prawdziwymi chrześcijanami w domu. Nikt jednak nie powinien uważać, że ma prawo do życia wiecznego dlatego, że oddał Bogu swoje pieniądze, swoje wykształcenie, albo nawet siebie samego; ponieważ już wcześniej wszystko należało do Niego, a on zwrócił jedynie to, co do Boga należało. Dla nas On stał się ubogim, abyśmy Jego ubóstwem ubogaceni zostali. Powierzył nam zdolności; dał nam wszystko z własnej woli; i oczekuje, że Jego dary zostaną zwrócone z procentem.
Gdybyśmy tak jak powinniśmy doceniali to, czego Chrystus dla nas dokonał, to wtedy to, co dla Niego czynimy nie byłoby wykonywane niechętnie. Tutaj są środki, które zostały nam powierzone. Nasz Zbawiciel poleca: „Uczyńcie sobie sakwy, które nie niszczeją” (Łuk. 12,33). Te „sakwy, które nie niszczeją” to skarbnice Niebios. Czy składamy do nich nasze środki? Ograniczamy czy powiększamy nasz ziemski dobytek? Jeśli teraz sprzedajemy gospodarstwo, a wkrótce kolejne i umieszczamy dochód w banku Niebios, to możemy nie być w stanie ozdobić naszych domów tak kunsztownie; nie będzie to jednak podobne do umieszczenia pieniędzy w bankach tej ziemi. Będziemy mieli skarb „niewyczerpany” i będzie z czego się radować, gdy osiągniemy Niebo.
Ktoś jednak powie: „Przypuśćmy, że oddam wszystko, co mam, a wtedy stanę się zależny od innych. Będzie się mówiło: Ten człowiek był głupcem, że tak zrobił; i co wtedy zrobimy?” Majestat Niebios nie mówił w ten sposób. On nie przeliczał kosztu ratowania grzeszników. Stał się mężem boleści i poznał smutek, i nie miał gdzie złożyć Swoją głowę, abyś ty i ja mógł być zbawiony. Wydaje się jednak, że myślimy, że jeśli składamy małą ofiarę, to robimy bardzo wiele, podczas gdy powinniśmy powiedzieć wraz z Dawidem: „Wszak od ciebie pochodzi to wszystko i daliśmy tylko to, co z twojej ręki mamy” (1 Kron. 29,14).
Chrześcijańscy przyjaciele, niech wasze skarbnice przejdą na drugą stronę i niech wasze współczucie wybiega ku sobie nawzajem i ku grzesznikom wokół was. Chcemy, aby nasze serca wybiegały za Jezusem, Źródłem żywych wód, abyśmy mogli oglądać Jego niezrównane piękno. Kocham Go i pragnę, aby wziął w posiadanie moją duszę. Możemy pozwolić sobie na to, by być wyśmiewanymi i cierpieć dla Niego, jeśli możemy mieć ze sobą Jego błogosławieństwo. Czym są cierpienia tego obecnego życia w porównaniu z ostateczną, wieczną doniosłością chwały? „Roztropni jaśnieć będą jak jasność na sklepieniu niebieskim, a ci, którzy wielu wiodą do sprawiedliwości, jak gwiazdy na wieki wieczne” (Dan. 12,3).
Niech nam Bóg pomoże doprowadzić nasze serca do porządku przed Nim. Gdy boska miłość przekształci serce, wyrzucając z niego wszystko, co samolubne i chciwe, wtedy przyniesiemy wszystkie nasze dziesięciny i ofiary do skarbnicy Pańskiej, a On wyleje na nas „błogosławieństwa, tak że go nie będziecie mieli gdzie podziać” (Mal. 3,10 BG). A niebawem, gdy zachowamy prawdę aż do końca, zostaną przed nami otwarte bramy niebiańskiego miasta i usłyszymy głos naszego Zbawiciela mówiący: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata” (Mat. 25,34).
E.G. White, „Signs of Times”, 10.12.1885
CZE
2012