MIŁOŚĆ BOŻA
21-07-2017Chodzenie z Bogiem
Syn Boży zstąpił z nieba, aby objawić nam Ojca. „Boga nikt nigdy nie widział, Ten jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (Jan 1,18). „Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (Mat. 11,27). Gdy jeden z uczniów prosił Jezusa: „Panie, pokaż nam Ojca”, odpowiedział mu Pan Jezus: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze mnie nie poznałeś? Kto mnie zobaczył, zobaczył także Ojca; dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca?” (Jan 14,8.9).
Opisując swoje ziemskie posłannictwo, Jezus powiedział: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana” (Łuk. 4,18). To było Jego zadaniem. Chodził czyniąc dobro i uzdrawiał wszystkich dręczonych przez szatana. Istniały wówczas wsie, w których nie słyszano jęków ani skarg, ponieważ On przez nie przeszedł i uzdrowił wszystkich chorych i cierpiących. Jego czyny świadczyły o Jego boskiej misji. W każdym z nich objawiła się miłość, łaska i współczucie. Jego serce biło troską i współczuciem dla synów ludzkich. Przyjął naturę ludzką, ażeby lepiej poznać i zrozumieć potrzeby człowieka. Najbiedniejsi i najskromniejsi nie bali się do Niego zwrócić. Potrafił zaskarbić sobie przyjaźń nawet małych dzieci. Z radością wspinały się na Jego kolana i siadały u Jego stóp, wpatrując się z miłością w promieniujące oblicze.
Jezus nie taił słów prawdy, lecz wymawiał je zawsze z miłością. Zawsze w obcowaniu z ludźmi wykazywał największy takt, był uważny, troskliwy, pełen miłości. Nigdy nie był szorstki, nie wypowiadał ostrych, zbędnych słów, nie zadawał niepotrzebnego bólu wrażliwym sercom. Nie ganił słabości ludzkich, mówił prawdę, ale zawsze w miłości. A gdy karcił obłudę, niewiarę i grzech, czynił to ze łzami w oczach i ze wzruszeniem w głosie. Płakał nad Jerozolimą, ukochanym miastem, które Go odrzuciło — „drogę, prawdę i żywot”. Chociaż mieszkańcy Jerozolimy odtrącili Jezusa jako Zbawiciela, On odnosił się do nich z tkliwą czułością. Życie Jego było pełne samozaparcia i głębokiej troski o innych. Droga mu była każda dusza ludzka. Chociaż miał boską godność, zniżał się ze współczuciem do każdego członka rodziny Bożej. W każdym człowieku widział zagubioną duszę, której zbawienie było Jego posłannictwem.
Charakter Chrystusa jest właśnie taki, jaki objawił się w Jego życiu. Takim też jest i charakter Boży. Miłość Boża mająca swe źródło w sercu Ojca spływa na synów ludzkich, ukazuje się przez Chrystusa. Jezus, miłosierny i pełen litości Zbawiciel, był „Bogiem objawionym w ciele” (I Tym. 3,16).
Aby nas odkupić, Chrystus żył, cierpiał i umarł. Stał się „mężem boleści”, abyśmy mogli zostać uczestnikami wiecznej radości. Bóg zezwolił, aby Jego umiłowany Syn, pełen łaski i prawdy, zstąpił z przybytku niewysłowionej chwały na skażony i zatruty grzechem, pogrążony w cieniu śmierci i grozy świat. Pozwolił, aby Syn opuścił ukochanego Ojca i wielbiących Go aniołów i poszedł na hańbę, zniewagę, poniżenie, nienawiść i śmierć. „Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła na Niego chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz. 53,5). Spójrzmy na Niego, gdy był osamotniony w Getsemane i na krzyżu!
Niewinny Syn Boży wziął na siebie ciężar grzechu. On, który był jedno z Bogiem, odczuł w duszy straszną rozłąkę, jaką powoduje grzech między Bogiem i człowiekiem. Ta rozpacz wydarła z Jego ust bolesny okrzyk: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mat. 27,46). To ciężar grzechu, poczucie jego potworności i oderwanie duszy od Boga złamały serce Syna Bożego.
Strona 2 z 3 1 2 3
0