Dobra nowina o końcu świata
23-12-2012Proroctwa Biblijne

Starożytne proroctwo Majów rzekomo zapowiada nadchodzący dzień przerwania strumienia energii płynącej z gwiazd na ziemię. Skutki mają być katastrofalne, ba! apokaliptyczne. Wybuchy wulkanów pogrążą ziemię w ciemnościach i zasypią popiołami, słońce ulegnie zniszczeniu, wszelkie życie na kuli ziemskiej zgaśnie.

Przepowiednia zapowiada, że stanie się tak w piątek 21 XII 2012 r.

W kinowej adaptacji proroctwa Majów pt. 2012, z Johnem Cusackiem w roli głównej, wskutek rozbłysku słonecznego ziemia zostaje zbombardowana potężną dawką drobin zwanych neutrinami, które podgrzewają jej jądro. Spowodowane tym zmiany klimatyczne wywołują katastrofy naturalne, jakich jeszcze nie było. Cała ludzkość ginie. Ocaleć udaje się tylko grupie wybrańców, którzy ostrzeżeni zawczasu, chronią się w specjalnie zbudowanych „arkach”.

Przerażający świat

Hollywood jakie jest, każdy widzi, dlatego niewielu z nas przejmuje się zapowiedzią Majów, według której 21 XII 2012 r. ma nastąpić przedstawiony w filmie dzień zagłady. Nie oznacza to jednak, jakoby końca świata już w ogóle nikt nie brał sobie do serca

Nie trzeba być brodatym, bosonogim „prorokiem” przemierzającym ulice miast, z wypisanym na piersiach i plecach hasłem: „Pokutujcie! Koniec już blisko!”, aby widzieć, że nasza ziemia miewała lepsze dni. Żyjemy przecież w świecie, gdzie kataklizm goni kataklizm: tsunami sieją spustoszenie na dużych obszarach lądowych, obejmując niekiedy zasięgiem kilka krajów; trąby powietrzne i huragany rujnują miasta i miasteczka; trzęsienia ziemi dewastują metropolie; susze niszczą plony – można by tak długo wymieniać.

Niektórzy najpoważniejsi myśliciele światowej sławy obawiają się, że nasz czas na ziemi może trwać krócej, niż sobie wyobrażamy. Sam znamienity dr Stephen Hawking, bodaj czy nie największy żyjący uczony (na Uniwersytecie w Cambridge zajmuje obecnie stanowisko, które piastował niegdyś Isaac Newton), przestrzega przed anihilacją życia na ziemi. Według niego ludzkości najbardziej zagraża globalne ocieplenie.

W Azji na spotkaniu ze studentami Hawking oznajmił, że jeśli będzie tak dalej (a nie łudzi się, że będzie), ziemia „może skończyć jak Wenus: 250 stopni i padający z chmur kwas siarkowy”. W takim świecie ludzie by nie przetrwali, ostałyby się tylko karaluchy.

Zdaniem Hawkinga sytuacja wygląda tak kiepsko, że naszą jedyną nadzieją jest rejterada z Ziemi. Słowem: musimy skolonizować kosmos, bo staruszka Gaja po prostu długo już nie pociągnie. „Życie na Ziemi – rzekł – jest stale zagrożone kataklizmem, np. nagłym globalnym ociepleniem, wojną nuklearną lub genetycznie zmodyfikowanym wirusem. (…). W mojej opinii rodzaj ludzki nie ma przed sobą przyszłości, chyba że podbije kosmos”.

Inni też to dostrzegają. Foreign Policy, jeden z głównych amerykańskich magazynów poświęconych sprawom międzynarodowym, opublikował artykuł pt. „Koniec świata”, który choć napisany został w kontekście medialnego szumu wokół filmu 2012, zaczyna się słowami rodem z kazania: „Mimo że istnieje małe prawdopodobieństwo, by apokalipsa nastąpiła w 2012 r., to jednak prędzej czy później nastąpi. Oto pięć możliwych scenariuszy końca świata”.

Następnie poznajemy wykaz pięciu najbardziej (zdaniem autorów) prawdopodobnych kataklizmów, które mogą położyć kres naszemu istnieniu:

• Asteroidy.
• Katastrofa klimatyczna.
• Wojna nuklearna.
• Epidemia.
• Czynnik X – coś nieprzewidzianego. Niektórzy na przykład boją się, że znajdujący się przy granicy francusko-szwajcarskiej akcelerator cząstek może spowodować niekontrolowaną reakcje łańcuchową, która zniszczy całą planetę!

Jakkolwiek żadna z tych wersji nie ma nic wspólnego ze starożytną przepowiednią Majów o przerwaniu strumienia jakiejś tajemniczej energii płynącej z gwiazd lub ze słonecznych rozbłysków, wszystkie one świadczą, że ludzie o „końcu świata” myślą.

Szersza perspektywa

Wszystkie możliwości, którym się na razie przyjrzeliśmy, są raczej krótkofalowe i mogą się nie wydarzyć w bliskiej przyszłości. Znacznie gorsze są scenariusze długoterminowe, jak chociażby wielkie zlodowacenie.

„Droga Mleczna – napisał brytyjski fizyk Paul Davies – jarzy się światłem stu miliardów gwiazd, z których każda skazana jest na zagładę. Za dziesięć miliardów lat większość tego, co obecnie widzimy, z braku paliwa zgaśnie. (…). Teraz wszechświat jaśnieje od mnóstwa energii uwalnianej podczas reakcji jądrowych, ale te cenne zasoby ulegną w końcu wyczerpaniu. Era światła na zawsze się skończy”. Przygnębiający scenariusz, oględnie mówiąc.

Nie wszyscy jednak naukowcy podzielają tę hipotezę, ponieważ spodziewają się Wielkiego Kolapsu, gdy grawitacja scali wszystką materię i wszechświat zapadnie się w siebie, tworząc arcygorącą, gęstą kulę mniej więcej wielkości atomu. Oczywiście, zanim się to stanie, możemy całkiem logicznie przypuszczać, że życia nie będzie już na ziemi od dłuższego czasu.

Istnieje też koncepcja Wielkiego Rozdarcia, zgodnie z którą kosmiczne siły przyrody po prostu rozerwą się na strzępy, niszcząc przy okazji ludzkość.

Ateista Bertrand Russell skreślił kiedyś jedne z najsłynniejszych słów XX wieku: „To, że człowiek jest wytworem przypadków, z którymi nie wiąże się żadna wizja końca; że jego pochodzenie, rozwój, nadzieje i lęki, jego uczucia i wierzenia są zaledwie wynikiem przypadkowych zderzeń atomów; że ani ogień, ani bohaterstwo, ani bogactwo myśli i uczuć nie zachowają życia po śmierci; że przeznaczeniem wysiłków wszystkich wieków, całego poświęcenia, wszystkich natchnień i olśnień ludzkiego geniuszu jest zagłada wraz ze śmiercią Układu Słonecznego; że cała ta świątynia ludzkich osiągnięć musi nieodwołalnie zostać pogrzebana pod szczątkami Wszechświata – wszystko to, jeśli nawet nie jest bezdyskusyjne, jest niemal tak pewne, że żadna filozofia, która to odrzuca, nie może się utrzymać”.

Dobra nowina

Sens tego wszystkiego jest banalny: wielu ludzi boi się końca świata, nie tylko z nieuzasadnionych przyczyn. I nie da się zaprzeczyć, że nasz świat faktycznie spotka kres. Lecz wbrew temu, co sądzi większość ludzi, informacja ta nie musi być wcale złą wiadomością. Biblia istotnie zapowiada, że świat, w obecnej postaci, nie będzie trwał wiecznie. Ale posłuchajmy dobrej nowiny: w miejsce starego świata Bóg stworzy nowy, lepszy, gdzie nie będzie już grzechu, chorób, cierpienia, śmierci – niczego, przez co życie w obecnym świecie jest tak ciężkie, a niekiedy wręcz nieznośne.

Starożytne biblijne proroctwo głosi: „Oto Ja stworzę nowe niebiosa i ziemie nową. Wtedy nie wspomni się już spraw minionych i nawet na myśl nie przyjdą” (Iz 65,17; Biblia poznańska).

W innym miejscu Pisma Świętego czytamy: „Skoro to wszystko w ten sposób ulegnie zagładzie, to jakimi powinniście być wy w świętym postępowaniu i pobożności, gdy oczekujecie i staracie się przyśpieszyć przyjście dnia Bożego, który sprawi, że niebo zapalone pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią. Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość” (2 P 3,11-13; Biblia Tysiąclecia).

Biblia i nauka zgadzają się, że świat, w obecnej postaci, nie będzie trwać wiecznie. Nauka jednak – wyjąwszy daleko idące fantazje o tym, że ludzie zdążą uciec z Ziemi statkami kosmicznymi – nie daje nam za wiele nadziei, o czym wyraźnie świadczy powyższy cytat Bertranda Russella. Biblia natomiast, mówiąc o końcu świata, daje wspaniałą nadzieję. Nadzieję spoczywającą w Jezusie, który umarł za nasze grzechy właśnie dlatego, że pragnie nam ofiarować życie wieczne w zupełnie nowym świecie, gdzie już nigdy nie pojawi się nic z rzeczy, przez które tak ciężko żyje się w świecie obecnym.

Przy drugim przyjściu Jezusa świat, taki, jakim go znamy, bez wątpienia skończy się i jego kres nie będzie dobrą nowiną dla tych, którzy odrzucą zbawczą łaskę Bożą. Łaska ta wciąż jest dostępna, wciąż proponowana wszystkim, którzy uchwycą się jej wiarą. Dla nich nadejście końca świata będzie zarazem początkiem czegoś znacznie lepszego.

Możemy uwierzyć w przepowiednię Majów wyznaczającą dzień zagłady na piątek 21 XII 2012 albo też przez wiarę w Jezusa możemy uwierzyć w proroctwo, że Bóg „otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły. I rzekł Zasiadający na tronie: Oto czynię wszystko nowe” (Ap 21,4-5; Biblia Tysiąclecia).

Owo „wszystko” dotyczy też naszej skazanej na zagładę planety!

© Clifford Goldstein/Signs of the Times 11/2011
Tłum. Paweł Jarosław Kamiński dla www.adwentysci.waw.pl

0