ZERWANIE LUTRA Z RZYMEM
25-02-2017Teologia
Luter wciąż jeszcze był wiernym synem Kościoła rzymskiego i nigdy nie myślał, że mógłby być kimś innym. Opatrzność Boża sprawiła, że odwiedził Rzym. Podróż do stolicy papieskiej odbył pieszo, zatrzymując się w napotykanych po drodze klasztorach. Gdy przybył do pewnego klasztoru we Włoszech ogromnie zdziwiły go bogactwa, okazałość i przepych, jaki tam ujrzał. Czerpiąc dochody z książęcego skarbca, mnisi mieszkali we wspaniałych komnatach, ubierali się w najbogatsze szaty i ucztowali przy suto zastawionych stołach. Z bolesnymi wątpliwościami porównywał Luter ten przepych z samozaparciem i trudami własnego życia. Wszystko to wprawiło go w zakłopotanie. W końcu zobaczył leżące w oddali miasto, zbudowane na siedmiu wzgórzach. Głęboko wzruszony upadł na ziemię i zawołał: „Bądź pozdrowiony święty Rzymie!” (tamże, II, 6).
Gdy przybył do miasta, zaczął zwiedzać Kościoły, słuchał cudownych opowiadań księży i mnichów i dokonywał wszystkich wymaganych obrzędów. Wszędzie spotykał sceny, które napełniały go zdziwieniem i przerażeniem. Widział, że grzech panuje wśród wszystkich warstw duchowieństwa. Z ust kardynałów słyszał nieprzyzwoite żarty, a ich bluźniercze zachowanie, nawet podczas mszy, napełniało go zgrozą. Przebywając wśród mnichów i mieszkańców miast widział wszędzie przerażającą rozwiązłość. Na każdym kroku spotykał się z profanacją świętości „Kto nie zobaczy i nie usłyszy pisał”— ten nie uwierzy, jakie grzechy i haniebne czyny popełniane są w Rzymie: Dlatego mają tam zwyczaj mówić: jeśli istnieje piekło, to z pewnością Rzym jest na nim zbudowany; jest on otchłanią wydającą na świat każdy rodzaj grzechu” (tamże, II,  6).
Zgodnie z wydanym w tym czasie dekretem papieskim wszyscy, którzy na kolanach weszliby po „schodach Piłata”, mieli otrzymać odpust. Mówiono, że sam Zbawiciel szedł po tych schodach, gdy opuszczał sąd rzymski i że cudownie zostały one przeniesione z Jerozolimy do Rzymu. Pewnego dnia Luter nabożnie wstępował na kolanach owymi schodami, gdy naraz jakiś głos podobny do grzmotu powiedział do niego: „Sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rzym. 1,17). Zawstydzony i przerażony Luter zerwał się z kolan i pośpiesznie opuścił to miejsce. Usłyszane zdanie nigdy nie straciło dla niego swego znaczenia. Od tego dnia wyraźniej niż kiedykolwiek przedtem zrozumiał błąd polegania na własnych uczynkach w celu osiągnięcia zbawienia i pojął konieczność nie- zachwianej wiary w zasługi Chrystusa. Oczy jego zostały otwarte, aby już nigdy nie zamknąć się na zwiedzenia papiestwa. Gdy opuszczał Rzym, odwrócił się od niego także sercem i od tego czasu to odłączenie stawało się coraz wyraźniejsze aż do chwili, gdy całkowicie zerwał wszelkie związki z Kościołem rzymskim.
Po powrocie z Rzymu mianowano Lutra doktorem teologii na uniwersytecie w Wittenberdze. Teraz wreszcie mógł prawdziwie zająć się studiowaniem Pisma Świętego, które tak bardzo pokochał. Uroczyście postanowił, że przez wszystkie dni swego życia będzie starannie studiować i sumiennie głosić jedynie Słowo Boże, a nie nauki papieskie. Nie był już zwykłym mnichem lub profesorem, lecz upełnomocnionym posłem Biblii. Powołano go na duszpasterza trzody, która łaknęła prawdy. Luter zdecydowanie oświadczył, że chrześcijanie nie powinni przyjmować żadnych nauk oprócz tych, które oparte są na autorytecie Pisma Świętego. Słowa te, zawierające żywotną zasadę reformacji, uderzały w podstawy papieskiej władzy.
Luter dostrzegł niebezpieczeństwo stawiania ludzkich teorii ponad Słowo Boże. Bez obaw zaatakował spekulatywne nauki scholastyków będące     w sprzeczności z Biblią, a także przeciwstawił się filozofii i teologii, które tak długo wywierały wpływ na ludzi. Oskarżył te dyscypliny wiedzy jako nie tylko bezwartościowe, lecz także zgubne. Starał się natomiast, odwracając umysły swych słuchaczy od sofizmatów filozofów i teologów, skierować je ku wiecznym prawdom głoszonym przez proroków i  apostołów.
Poselstwo, które przynosił chętnie słuchającym go tłumom, było niezmiernie  cenne. Nigdy jeszcze nie  słyszano takich nauk. Radosna wieść o miłości Zbawiciela, o pewności odpuszczenia grzechów i odzyskania pokoju dzięki pojednawczej krwi Chrystusa cieszyła serca słuchaczy i budziła w nich nieśmiertelną nadzieję. W Wittenberdze zajaśniało światło, którego promienie miały dotrzeć do najdalszych zakątków świata, a które miało jeszcze bardziej rozbłysnąć przy końcu czasu.
Lecz światłość i ciemność nie mogą istnieć ze sobą w zgodzie. Między prawdą a błędem toczy się nieustanna walka. Kto broni jednej strony, musi zaatakować drugą. Zbawiciel powiedział: „Nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz” (Mat. 10,34), a Luter kilka lat po rozpoczęciu reformacji stwierdził: „Bóg nie prowadzi mnie, On mnie popycha do przodu, porywa mnie. Nie jestem panem samego siebie. Chcę  żyć  w  spokoju, lecz  rzucany jestem w  sam  środek walk” (tamże,   V,  2). Nadszedł właśnie czas, gdy reformator miał rozpocząć swoją  walkę.
Strona 3 z 9 1 2 3 4 5 6 7 8 9
0